PrzebywaliwHali

0%

Tomasz Stawiszyński: „Politycy maja taką wizję historii, że to jest rodzaj opowieści o naszej przeszłości, (…) rodzaj tożsamościowej walki o to kim my tak naprawdę jesteśmy, fakty są drugorzędne. (…) Chodzi o to, żeby napisać to w taki sposób, żeby maksymalnie zyskać na tym”. W studiu Dzień Dobry TVN rozmawialiśmy o łatwości w przypisywaniu sobie rozmaitych zasług przez polityków i naginaniu rzeczywistości tak, by zgadzała się z ich wyobrażeniem.

 

Superbakteria na wolnym rynku

0%

Wiele wskazuje na to, że nawet jeśli zdołamy jakimś cudem przetrwać katastrofę klimatyczną, dzieła zniszczenia ludzkiej cywilizacji dokończą superbakterie, czyli organizmy odporne na wszelkie znane antybiotyki.

Już w 2013 roku o zagrożeniu epidemiologicznym związanym z tego rodzaju infekcjami alarmował „The Lancet”.

Dziś prognozy wyglądają jeszcze bardziej dramatycznie.

Depresyjna pogoń za szczęściem

0%

Niedawno przeprowadziłam wywiad z filozofem Tomaszem Stawiszyńskim o szczęściu. O jego ulotności, blaskach i cieniach. Został umieszczony w pierwszym wydaniu magazynu „Holistic”, do którego przeczytania zachęcam. A ponieważ wywiad nie jest już dostępny w sieci, zamieszczam go też tutaj. Enjoy!

Anna Gromnicka: Czym jest szczęście?

Tomasz Stawiszyński: – Bliskie jest mi powiedzenie starożytnych Greków, którzy przestrzegali przed nazywaniem człowieka szczęśliwym póki żyje. Po prostu – istota ludzka, z wszelkimi swoimi przypadłościami i niedogodnościami wynikającymi z faktu narodzin, jak mawiał Emil Cioran, najzwyczajniej w świecie nie nadaje się do szczęścia. Jest ono dla niej nieosiągalne.  

Dlaczego? 

– Często wyobrażamy sobie szczęście jako trwały stan, który można osiągnąć jeśli spełni się określone warunki czy parametry, albo przejdzie określoną ścieżkę. Tymczasem wiele wskazuje na to, że nic podobnego nie zachodzi. Istotne jest jednak coś innego, a mianowicie okoliczność, że te nasze rozmaite wyobrażenia własnego i cudzego szczęścia czy sukcesu – a także, a może przede wszystkim, środków potrzebnych do ich osiągnięcia – są w gruncie rzeczy produkowane przez kulturę. A dokładniej – przez rynek. I to jest realny problem. 

Czyli? 

– Mówi się o naturze kapitalizmu, że jest to system, który najpierw wytwarza różne potrzeby i deficyty, a następnie dostarcza płatnych środków na ich zaspokojenie. Żyjemy dziś w świecie, w którym wytworzono w nas już niemal wszystkie możliwe potrzeby, a przecież nieustająco trzeba generować kolejne. To proste. Im bardziej czujemy się nieszczęśliwi, tym chętniej sięgamy po kolejne poradniki albo warsztaty – albo sesje z coachem – które obiecują, że nas do szczęścia doprowadzą. Ale pamiętajmy, że warunkiem funkcjonowania całego tego przemysłu jest to, żeby nie dostarczył nam przypadkiem tego, co obiecuje.

Jak to? 

– No przecież gdyby jakiś poradnik faktycznie odmienił nasze życie, nie sięgnęlibyśmy już po następny, nie wzięlibyśmy udziału w kolejnych warsztatach. Bo i po co? A to by z kolei groziło krachem całego systemu.

A czy nie jest po prostu tak, że szczęśliwymi bywamy, a nie jesteśmy nimi stale? 

– Owszem, zdarzają się w ludzkim życiu takie chwile, kiedy wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu. To są chwile bardzo rzadkie, a do tego nasz umysł ma skłonność do popadania w iluzję trwałości tam, gdzie mamy do czynienia z odczuciami z konieczności ulotnymi. Przemysł szczęścia natomiast chętnie z tych naszych dyspozycji korzysta, podsuwając nam nieustannie miraże jakiegoś spełnienia i zadowolenia, które rzekomo możemy na trwałe osiągnąć, i którego osiągnięcie powinniśmy sobie stawiać za cel. Tymczasem te chwile, o których mówimy, są osiągalne wyłącznie jako efekty uboczne. Im bardziej będziemy do nich dążyć, tym bardziej nam będą umykać. 

To takie myślenie bardzo według Dostojewskiego, który też uważał, że szczęście nie polega na samym szczęściu lecz na jego osiąganiu. 

– Tradycja tak zwanej filozofii mądrościowej, która interesuje się różnymi sposobami na życie pomyślne – świadomie nie mówię: szczęśliwe – doradzała zawsze, żeby wyznaczać sobie raczej skromne cele i w ogóle myśleć realistycznie. To znaczy, zdawać sobie sprawę, że przemijamy, starzejemy się, że nie ma nic na zawsze, i że każde życie kończy się śmiercią. Umrą nasi bliscy, my umrzemy, przyjdą po nas wszystkich, którzy dzisiaj jesteśmy żywi i przekonani, że świat należy do nas, jacyś inni ludzie, po nich jeszcze inni, za sto lat nikt o przeważającej większości nas nie będzie w ogóle pamiętał, podobnie jak my nie pamiętamy dziś o przeważającej liczbie ludzi, którzy żyli sto, albo dwieście lat temu. Więc owszem, życie bywa fajne – ale w gruncie rzeczy nie ma powodu, żeby się z niego jakoś szczególnie cieszyć. 

Co byś powiedział tym, którym – jak ujął to pisarz – szczęście mignęło tylko na chwilę, by znów pogrążyć ich życie w jeszcze większym smutku i trwodze? 

– Nie chciałbym wchodzić w rolę kogoś, kto formułuje jakieś cudowne recepty, bo ich nie ma. Powiedziałbym tylko, że w ogromnym stopniu nasze wewnętrzne doświadczenia, choć myślimy o nich jako o bardzo indywidualnych, osobistych, wręcz intymnych, są formowane przez cały system kulturowych znaczeń i symboli, norm i nakazów. Nasze wyobrażenie o tym, czym jest szczęście, determinuje nasz sposób przeżywania nieszczęścia. Im bardziej wymagającą mamy wizję tego, jak nasze życie powinno wyglądać, tym dotkliwiej przeżywamy odstępstwa od tego wyśrubowanego ideału. 

I tym częściej zapadamy na depresję.

– Pisze o tym ciekawie współczesny amerykański psycholog ewolucyjny Jonathan Rottenberg. Twierdzi on, że za współczesną epidemią depresji częściowo stoi nierealistyczna wizja szczęścia. W reklamach, na portalach społecznościowych, na Instagramie, oglądamy niemal wyłącznie ludzi młodych, pięknych, wysportowanych, bogatych i uśmiechniętych. Jeśli ci ludzie się starzeją to stają się staruszkami radosnymi, którzy nie przeżywają żadnych dojmujących aspektów starości. A nawet jeśli je przeżywają, to szybko ktoś dostarcza im pigułkę, po zażyciu której wszystko mija jak ręką odjął. Rottenberg mówi, że zasadniczy fałsz współczesnej kultury streszcza się w haśle, że wszystko jest możliwe. Możesz być każdym, możesz mieć wszystko, nie ma przed tobą żadnych ograniczeń. Słyszymy to nieustannie, także od rozmaitych idoli, tak zwanych ludzi sukcesu. Bolesne zderzenie z tą utopią – które prędzej czy później zawsze następuje – owocuje właśnie depresją. 

Wygląda na to, że komercja szkodzi szczęściu. 

– Dość szybko zaczynamy się orientować, że to są jedynie miraże. Ale kiedy nie udaje nam się osiągnąć tych wszystkich symboli sukcesu i szczęścia, słyszymy zewsząd, że to wyłącznie nasza wina. Że nie dość mocno chcieliśmy, że się nie wystarczająco staraliśmy, że jesteśmy zaburzeni albo leniwi. Wszystko, co złe, jest w nas. Nie ma mowy o niesprawiedliwym systemie ekonomicznym, o zablokowanych ścieżkach awansu społecznego, o reprodukcji biedy i bogactwa w zachodnich społeczeństwach. Słowem – nikt nie interesuje się urządzeniem świata, bo całe brzemię odpowiedzialności ulokowane jest w jednostce. Rzecz jasna, dla beneficjentów późnego kapitalizmu jest to narracja wręcz idealna. Zapewnia im trwałość systemu, z którego czerpią korzyści. 

Ludzie szczęśliwi to tacy, którzy nie są świadomi do końca lepszych i większych możliwości, żyją tu i teraz, nie zastanawiając się zbytnio nad swoim szczęściem? 

– Ciekawy jest ten współczesny kult teraźniejszości, nastawienie na tu i teraz, podkreślanie, że nic innego się nie liczy. Jakąś formą tego kultu jest wielka popularność praktyki mindfulness, która ma swoje określone zastosowania terapeutyczne, ale obecnie stała się jakąś wszechogarniającą modą. Powiedziałbym, że jest to postawa trochę w duchu tego, o czym mówimy. Ktoś, kto żyje tylko w tu i teraz – abstrahując od tego, że to po prostu niemożliwe – nie planuje, nie liczy się z ograniczeniami, nie czuje żadnego zakorzenienia, tylko wiedziony aktualnymi impulsami podejmuje decyzje bez względu na konsekwencje. Ktoś taki to oczywiście idealny klient. Przynajmniej do jakiegoś momentu. 

Co się dzieje z takim człowiekiem? 

– Z pewnością ulega niebezpiecznej iluzji, bo wszyscy mamy jakąś historię, jakieś własne uwikłania, uwarunkowania, ograniczenia. Nie istnieje tożsamość bez pamięci, a pamięć to właśnie przeszłość, czyż nie? 

Co się dzieje, gdy dążąc do szczęścia wpadamy właśnie w jego pozory, w hedonistyczny styl życia bądź rozpasanie?

– Francuski antropolog Rene Girard zasłynął tezą, że w toku dorastania i edukacji uczymy się naśladować nie tylko cudze zachowania, ale także cudze pragnienia. Innymi słowy – pragniemy tego i tylko tego, czego pragną inni. Wyrastając w kulturze operującej bardzo restrykcyjnymi wzorcami sukcesu, skoncentrowanej na przyjemności i sprawności, dość szybko zaczynamy wpadać w spiralę przypominającą uzależnienie. Każde kolejne doznanie wydaje się niewystarczające, a na horyzoncie od razu majaczy obietnica czegoś jeszcze mocniejszego, jeszcze bardziej intensywnego. Problem polega na tym, że w pewnym momencie nic już nam nie wystarcza, a to, co mamy, wydaje się zawsze niezadowalające. Kolejne przedmioty, stany albo ludzie szybko nam się nudzą. Ekscytujemy się zawsze tym, czego nie posiadamy, kiedy zaś już udaje się nam to zdobyć – natychmiast tracimy tym zainteresowanie. Miraż wielkiego szczęścia i spełnienia jest zawsze gdzieś z przodu ponieważ tak naprawdę nie sposób czegoś podobnego osiągnąć, jak już wcześniej mówiliśmy. 

Pieniądze szczęścia nie dają? 

– Wiesz, coś takiego łatwo mówić tym, którzy pieniądze mają. Bieda jest czymś skrajnie upokarzającym i upadlającym. Ktokolwiek ją romantyzuje, nigdy jej zapewne nie zaznał. Pewien zasadniczy poziom ekonomicznego i socjalnego bezpieczeństwa, który bez pieniędzy jest po prostu nieosiągalny, to warunek wprawdzie nie wystarczający, ale konieczny do tego, żeby czuć się w tym świecie jako tako stabilnie. Natomiast oczywiście pieniądze nie są gwarancją szczęścia, bo nic nie jest gwarancją szczęścia. 

Paradoks naszych czasów? 

– Tak. Te głośne przypadki samobójstw, Anthony’ego Bourdaina, Kate Spade czy wcześniej Chrisa Cornella z Soundgarden, wymownie to pokazują. Ci ludzie mieli wszystko, co w dzisiejszej kulturze najbardziej pożądane. Sukces, pieniądze, sławę.  A zarazem gdzieś pod tą wierzchnią warstwą toczyła ich jakaś bezdenna rozpacz i nienawiść do samych siebie. Może do ich śmierci przyczyniła się także presja, o której rozmawiamy? Może nie byli już dłużej w stanie znieść tego ciążącego na nich, jak na nikim innym, obowiązku nieustannego zaświadczania o wielkości własnego sukcesu i życiowego powodzenia? Może mieli poczucie, że nie daje się im prawa do rozpaczy, poczucia bezsensu, smutku, przeżywania melancholii, straty, żałoby? W dzisiejszej kulturze kompletnie nie ma na te emocje miejsca. Wszystko jest podporządkowane produktywności. Człowiek smutny, przeżywający głęboką żałobę, konfrontujący się z egzystencjalnymi rozterkami, lękiem przed śmiercią, poczuciem bezsensu, nie jest przecież pożądanym pracownikiem. Lepiej żeby pracownik był ogólnie zadowolony z życia, pełen energii, wysportowany i radosny. Wtedy jest najbardziej efektywny.

Co może się wydarzyć potem? 

– Czy wyobrażasz sobie w dzisiejszym świecie pracodawcę, który tworzy pracownikom przestrzeń dla przeżywania żałoby, albo smutku? Smutek jesteśmy skłonni wyłącznie leczyć. Chodzi o to, żeby jak najszybciej minął. Trzeba więc takich środków, technik i substancji, które znowu pozwalają wejść na najwyższe obroty i być pracownikiem efektywnym. W jednostronnym medycznym ujęciu depresji – w którym powiada się, że jest ona po prostu chorobą układu nerwowego – często w ogóle nie bierze się pod uwagę uwarunkowań kulturowych. W książce „Loss of Sadness” Jerome Wakefield i Alan Horwitz stawiają tezę, że smutek istnieje dziś wyłącznie jako choroba. Utraciliśmy wszelkie instytucje i symbole, które pozwalałyby nam na przeżywanie smutku czy żałoby nie jako stanów patologicznych, ale jako naturalnych elementów naszego życia. Nie jest to nowa teza, stawiał ją już w latach 70. francuski historyk Philippe Aries.W takim układzie – twierdził z kolei James Hillman, bardzo przenikliwy amerykański psycholog – wszystkie te emocje, których unikamy, powracają do nas w postaci ekstremalnej. Stąd właśnie wspomniana epidemia depresji i samobójstw. Jeśli zatem pytasz mnie o szczęście, odpowiem – nie potrzebujemy dziś wcale szczęścia, potrzebujemy więcej smutku. 

Portale informacyjne prześcigają się w zestawieniach rzeczy, które świadczą o tym, że szczęście zależy tylko od nas samych. Czy to prawda? 

– To jest właśnie ta indywidualistyczna ideologia, o której wcześniej mówiłem. W jej myśl wszystko, co się w naszym życiu dzieje, zależy od nas i wszystko jest wyłącznie naszą odpowiedzialnością. Jest to ideologia nie tylko skrajnie fałszywa i naiwna, ale też zwyczajnie okrutna. W formach skrajnych przyjmująca postać myślenia magicznego a’la wielki międzynarodowy bestseller „Sekret”, autorstwa niejakiej Rhondy Byrne. Głoszone w tej książce przekonanie – że wystarczy czegoś odpowiednio mocno chcieć, żeby to mieć, mówiąc w skrócie – jest kwintesencją tego podejścia. Problem polega jednak na tym, że jeśli jesteś wyłączną autorką własnego sukcesu, to jesteś także wyłączną autorką własnej porażki. Dla ludzi korzystających z niesprawiedliwego systemu ekonomicznego, z nierówności i braku sensownej redystrybucji, jest to podejście wprost wymarzone. Rzesze ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, umierających z głodu afrykańskich dzieci, ofiar wyniszczających wojen o dostęp do naturalnych bogactw, otóż wszyscy ci ludzie są sami sobie winni, bo nie dość pozytywnie wyobrażali sobie własną przyszłość? Co za obrzydliwa, toksyczna brednia!


Postrzeganie szczęścia zmienia się z pokolenia na pokolenie. Czego chcieli millenialsi, którzy powoli przejmują stery rządu dusz w społeczeństwie, a czego chcą ludzie z pokolenia Z, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy? 

– Widziałem niedawno badania, z których wynikało, że przedstawiciele pokolenia millenialsów są przekonani, że w okolicach 50 roku życia będą już milionerami, którzy zrezygnują z pracy i będą oddawać się relaksowi na swoich prywatnych wyspach. Widać w tym dokładnie to, o czym wcześniej mówiliśmy – poczucie, że wszystko jest możliwe. Oczywiście, oni mają mnóstwo możliwości, o których wcześniejsze pokolenia mogły tylko pomarzyć, choćby ze względu na galopującą globalizację i postęp technologiczny. Ale tym bardziej dotkliwe może być dla nich to zderzenie z rzeczywistością – kiedy już się okaże, że nie zostali milionerami, i nie mają prywatnej wyspy. Bo ich życie jest dokładnie tak samo ograniczone, jak życie innych ludzi.


Od czego to zależy?

– Kapitalizm ekspanduje, świat pragnień i możliwości staje się coraz bardziej rozbuchany, podziały między ludźmi i pokoleniami stają się coraz bardziej krzykliwe i ostre. Ale tak jak wcześniej, tak i dzisiaj – a może szczególnie właśnie dzisiaj, bo podziały społeczne się intensyfikują – kształt naszego życia w przeważającej mierze zależy od tego w jakim rejonie świata się urodziliśmy, w jakiej klasie społecznej, w jakiej rodzinie. Los człowieka, który urodzi się w rodzinie wziętych amerykańskich chirurgów plastycznych w Kalifornii będzie zasadniczo różny od losu człowieka, który przyjdzie na świat w ubogiej rodzinie w Wałbrzychu. Od tej reguły mogą być wyjątki – ale to będą tylko wyjątki. Twarde dane wskazują, że podziały społeczne, bogactwo i bieda ulegają reprodukcji. Natomiast wzorce szczęścia i sukcesu dostajemy dziś – z powodu zglobalizowanego internetu – wszędzie takie same. A zatem nastolatek z ubogiej rodziny w Wałbrzychu marzy dokładnie o tym samym, o czym marzy nastolatek z rodziny wziętych chirurgów plastycznych w Kaliforni. Niestety – tylko jeden z nich ma realną szansę coś podobnego osiągnąć. Drugi popadnie zapewne prędzej czy później we frustrację, przystąpi do jakiejś populistycznej organizacji politycznej, skrajnej prawicy itp. Powiększa się grupa młodych ludzi, którym ten świat nie ma do zaoferowania nic poza coraz bardziej nierealistycznymi pragnieniami.


Pozostają wykluczeni? 

Tak, bo nigdy nie osiągną tego, o czym marzą. A przynajmniej przytłaczająca większość z nich. 

Co powiesz tym, którzy nie wierzą w szczęście? 

– Że mają rację. Szanuję ten wybór i brak wiary w szczęście i podzielam go. Myślę, że są to ludzie o racjonalnym nastawieniu, którzy obserwują świat i wyciągają adekwatne wnioski z tego, jak on funkcjonuje. I dlatego mają być może szansę na życie szczęśliwe, to znaczy pozbawione złudzeń i nadmiernie rozbudowanych oczekiwań. 

 

Filozofia: młot na dogmatyzmy

0%

Dlaczego od bez mała 30 lat nie udało się wpisać filozofii na listę obowiązkowych przedmiotów szkolnych?

W czyim to jest interesie: żeby filozofii w szkołach nie było?

Pokuśmy się o małą teorię spiskową. Jest to z pewnością w interesie tych, którym zależy na jednomyślności.

Drugie Śniadanie Mistrzów

0%

 To była bandyterka, chuligani, którzy za często wykorzystują dowolny pretekst do tego, żeby dać upust tym swoim agresywnym impulsom – mówił publicysta Tomasz Stawiszyński. O agresji podczas białostockiego Marszu Równości Marcin Meller rozmawiał także z Karoliną Wigurą, Grzegorzem Kazdebke i Aleksandrą Pawlicką.

 

 

Belka w oku

0%

Za każdym idzie jego cień, a im mniej jest zespolony ze świadomością, tym jest ciemniejszy i większy” – pisał Carl Gustav Jung z właściwą sobie tendencją do formułowania enigmatycznych, a zarazem literacko efektownych fraz.

Za tą frazą stoi jednak całkiem solidna teoria czy raczej zbiór luźno powiązanych ze sobą refleksji – co u autora Aionu akurat nie powinno dziwić, nie miał on wszak ambicji budowania spójnego systemu myślowego. Refleksji rozbudowywanych i pogłębianych przez kilkadziesiąt lat. Problem zła – w wymiarze psychologicznym i moralnym, indywidualnym i zbiorowym – fascynował bowiem Junga od dzieciństwa (jeśli wierzyć jego baśniowej „autobiografii”, w której mit przeplata się z rzeczywistością w sposób właściwie niezauważalny).

Durrellowie i Miller. Angielscy nomadowie i skandalista

0%

Od kilku lat obserwujemy renesans zainteresowania twórczością Lawrence’a Durrella. Jeden z architektów tego zajwiska, Peter Pomerantsev, twierdzi wręcz, że jest to autor, który powinien obok Kafki, Prousta i Joyce’a znaleźć się w żelaznym kanonie literatury XX wieku – mówił w Dwójce publicysta Tomasz Stawiszyński.

Audycję poświęciliśmy braciom pisarzom Lawrence’owi i Geraldowi Durrellom. Gerald (młodszy z nich) to autor powieści obyczajowych o zwierzętach i rodzinie. Lawrence jest literackim eksperymentatorem zapisanym w dziejach współczesnej literatury. Wprowadził wnioski z teorii względności do rozumienia podmiotowości i do narracji literackiej. Jego „Kwartet Awinioński” zainspirował Cortazara do napisania „Gry w klasy”. „Gorzkie cytryny Cypru” ukazują jak na idyllicznej wyspie niepostrzeżenie wyłania się demon polityki zagarniając i niszcząc dotychczasowe życie, jak padają ofiary. Ostatnia książka autora – „Prowansja” – jest podróżą przez pokłady kultur i ukazuje auto-demontaż cywilizacji europejskiej.

Dwójka Polskie Radio

Milczenie wszechświata

0%

Naukowcy pracujący przy projekcie o nazwie Breakthrough Listen ogłosili właśnie, że wszechświat milczy. Najnowocześniejsze radioteleskopy wycelowane w bezmiar rozciągający się ponad naszymi głowami nawet nie drgną. Od trzech lat nie odebrały najmniejszego sygnału świadczącego, że gdzieś tam może istnieć jakiekolwiek życie. Przynajmniej w obszarze 160 lat świetlnych od Ziemi, obejmującym 1327 gwiazd.

Ten projekt jest stosunkowo młody, ale od 1959 roku działa inicjatywa SETI, w ramach której prowadzi się regularny nasłuch sygnałów radiowych z kosmosu.

I znowu: nic, zupełna cisza, od czasu do czasu tylko jakieś zagadkowe iskrzenie, którego źródła zawsze okazują się ziemskie.

Możemy sobie nie poradzić

0%

Ten cytat z Jamesa Hillmana mogę czytać w nieskończoność.

„Albowiem każdy z nas jest na swój sposób specyficzny i osobliwy; mamy różne symptomy; coś nam się nie udaje i nie możemy zrozumieć, dlaczego zrobiliśmy coś niewłaściwie, a nawet gdzie i kiedy, mimo wielkich nadziei i dobrych intencji. Nie jesteśmy w stanie doprowadzić spraw do porządku, zrozumieć, co właściwie się dzieje, nie jesteśmy też rozumiani przez tych, którzy próbują, i którym się udaje. Nasz umysł, uczucia, wola i zachowanie odbiegają od normy. Nasze wglądy nie mają żadnej wartości lub też w ogóle się nie pojawiają. Nasze uczucia zanikają i pojawia się apatia; niepokoimy się i jednocześnie nie troszczymy się o to. Stajemy się źródłem sączącej się z nas destrukcji; nie potrafimy naprawić nadszarpniętego zaufania, zawiedzionej nadziei, złamanego serca w miłości. Studia nad życiem i troska o duszę oznaczają przede wszystkim dłuższe spotkanie z tym, co jest złamane i co boli – to znaczy z psychopatologią.

Między wierszami każdej biografii oraz w zmarszczkach wyrzeźbionych na każdej twarzy możemy wyczytać walkę z alkoholem, zmagania z doprowadzającą do samobójstwa rozpaczą, z przerażającym lękiem, z pożądliwymi seksualnymi obsesjami, okrucieństwami brutalnej fizycznej konfrontacji, tajemnymi halucynacjami lub paranoicznym spirytualizmem. Starzenie się sprowadza ze sobą osamotnienie duszy, momenty ostrego psychicznego bólu oraz dręczące, uparcie powracające wspomnienia pojawiające się wraz z coraz większym osłabieniem pamięci. Świat nocy, w którym śnimy, pokazuje duszę rozszczepioną na antagonizmy; noc w noc jesteśmy lękliwi, agresywni, winni i nieudolni. Takie są właśnie realia”*.

O czym Hillman tu mówi?

Ucieczka w apokalipsę

0%

Dlaczego zamiast przejmować się tym, co dzieje się tu i teraz, wypatrujemy na horyzoncie globalnej katastrofy? I czemu więcej mówi to o nas samych niż o stanie wszechświata?

To może być luksusowo wy­posażony schron, przed laty użytkowany przez amerykańską armię, położony gdzieś na bezdrożach stanu Indiana. Jeśli porządnie dociśniesz pedał gazu, z dowolnej lokalizacji na Środkowym Zachodzie albo Wschodnim Wybrzeżu dojedziesz tam mniej więcej w ciągu 24 godzin. 

Opętani opętaniem

0%

Po kilkuset latach, konkretnie po raz pierwszy w tej skali od wielkiej wojny katolicyzmu z protestantyzmem, na scenę w imponującym stylu powraca diabeł. A wraz z nim – egzorcysta.

Kim tak naprawdę był Malachi Martin i jakie były jego relacje z księciem ciemności? Na to pytanie nie odpowiadają w pełni żadne źródła. Nawet angielskojęzyczna Wikipedia. Bez wątpienia powiedzieć można więc tylko tyle, że ów zmarły dokładnie 20 lat temu, pochodzący z Irlandii były jezuita (w 1964 r. ze ślubów ubóstwa i posłuszeństwa osobiście zwolnił go sam papież Paweł VI) to jedna z najbardziej tajemniczych postaci w najnowszej historii Kościoła katolickiego.

Emocjonalne iluzje

0%

Eva Illouz, słynna izraelska socjolożka, objaśnia Tomaszowi Stawiszyńskiemu, jak kultura i życie społeczne organizują… nasze życie uczuciowe. I jaką rolę odgrywa w tym wszystkim kapitalizm.

Pod koniec marca w Paryżu panuje już pełnoprawna wiosna. Nad brzegiem Sekwany pyszni się w całej okazałości katedra Notre Dame, wciąż nieświadoma, że za niecały miesiąc przydarzy się jej tragiczny wypadek. Słońce rozświetla ulice i parki; wino płynie strumieniami; na ławkach i przy kawiarnianych stolikach do późnej nocy tłoczą się turyści; po urokliwych uliczkach dalekim echem niosą się ich rozmowy i śmiechy.

Fakty po Faktach – W. Frasyniuk, o. P. Gużyński, T. Stawiszyński

0%

 

Każdy badacz, każdy naukowiec może poczuć się zagrożony – tak Władysław Frasyniuk komentował w sobotnich „Faktach po Faktach” zapowiedź pozwu wiceministra sprawiedliwości przeciwko profesorom i doktorantom Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorom krytycznej analizy zmian w Kodeksie karnym. W drugiej części programu gośćmi Katarzyny Kolendy-Zaleskiej byli o. Paweł Gużyński i filozof Tomasz Stawiszyński. Rozmawiali o wizycie w Polsce arcybiskupa Charlesa Scicluny.

 

Drugie Śniadanie Mistrzów

0%

W „II śniadaniu mistrzów” goście rozmawiali między innymi o kultowej postaci polskiej literatury fantastycznej, Macieju Parowskim, który zmarł kilka dni temu.

Marcin Meller gościł w studiu Jarosława Kuisza, redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”, filozofa i publicystę Tomasza Stawiszyńskiego, dziennikarkę Karolinę Lewicką oraz pisarza Zygmunta Miłoszewskiego.

Wybór i wartości

0%

Jakiś czas temu pisałem  o arcyciekawym eksperymencie przeprowadzonym w Kanadzie w latach 70. Wynikało z niego – najkrócej rzecz ujmując – że częstotliwość występowania w społeczeństwie zjawisk określanych powszechnie mianem chorób czy zaburzeń psychicznych ściśle wiąże się z panującymi w nim warunkami społeczno-ekonomicznymi.

„Mnich” w instytucji totalnej

0%

W niektórych reakcjach na Mnicha, debiutancką powieść Tadeusza Bartosia, znanego filozofa, publicysty i byłego zakonnika (co w tym kontekście istotne), jeden wątek powraca jak mantra. A mianowicie, wątpliwość, czy aby na pewno mamy tu do czynienia z powieścią, czy może raczej z esejem albo filozoficznymi rozważaniami dla niepoznaki ubranymi w formę fabularną.

Czas płynie

0%

Niezależnie od tego, czego symbolem jest katedra Notre Dame w Paryżu – wielkości europejskiej kultury czy też przeciwnie: chrześcijańskiej opresji i patriarchatu (takie właśnie głosy słychać było w poniedziałek, kiedy świątynia płonęła) – jednego na pewno nie sposób jej odmówić.

A mianowicie – wieku.

Budowę rozpoczęto w XII stuleciu, minęło od tego czasu prawie 900 lat. Bez wątpienia zatem mamy do czynienia z obiektem nader wiekowym, choć oczywiście nie najstarszym spośród całego tego potężnego zbioru wiekowych przedmiotów, które – dzięki wysiłkowi kolejnych pokoleń – udaje się ludzkości starannie chronić przed niszczącym oddziaływaniem czasu

O słuszności palenia książek*

0%

Oto z pozoru tylko oczywista myśl: ludzie zachowują się tak, jak im dyktują ich przekonania. Teoria nie jest oderwana od praktyki. Przeciwnie – określone poglądy skutkują określonymi działaniami.

Można to wyrazić także w inny sposób. Na przykład: jeśli chcesz zrozumieć czyjeś zachowanie, sprawdź, co ten ktoś myśli o świecie. Co o nim wie. I w co wierzy.

Albo jeszcze inaczej, słowami amerykańskiego politologa Richarda Weavera – „idee mają konsekwencje”.

Nie wdając się w skomplikowane uzasadnienia, powiem od razu – zdecydowanie się z tym zgadzam.

Idee mają konsekwencje, nie da się ukryć.

Czy „ja” to ja?

0%

Psycholog Bruce Hood tłumaczy Tomaszowi Stawiszyńskiemu, że wszechświaty równoległe albo 23 wymiary rzeczywistości nie są dla naszych ograniczonych mózgów. Za to religia i magia – jak najbardziej.

Powodowany tajemniczym impulsem, wychodzę z hotelu 2 godziny przed zaplanowanym terminem wywiadu. Chociaż pierwotnie wydawało mi się, że odleg­łość od Wydziału Psychologii Eksperymentalnej University of Bristol jest raczej niewielka, Google Maps wskazuje całkiem konkretny kawałek drogi.