Ścieżka lewej ręki

0%

„Droga występku prowadzi do pałacu mądrości”.


William Blake

Na słynnym obrazie Gustave’a Moreau ohydna bestia wije się w agonalnych konwulsjach, triumfalnie przebijana lancą przez dosiadającego białego rumaka świętego Jerzego. Wokół głowy świętego pyszni się złota aureola, jasność bijąca od jeźdźca i konia gwałtownie kontrastuje z mrokiem plugawej bestii – nie tyle nawet spowitej przez ciemność, ile raczej będącej jej dosłownym ucieleśnieniem. W tle – górskie szczyty, Matka Boska ze złożonymi dłońmi i twarzą zwróconą ku niebu ni to siedzi na skale, ni to lewituje. Smok toczy krew z pyska, wpija na wpół przerażone, na wpół rozwścieczone ślepia wprost w swojego bezlitosnego oprawcę.
Gdyby tylko obrazowi towarzyszyła fonia, usłyszelibyśmy być może napawające wstrętem syki nieledwie już martwego monstrum, skutecznie jednak zagłuszane donośnym i radosnym śpiewem anielskich chórów. Oto ostateczne i nieodwołalne zwycięstwo światła, oto rozpostarta w całej swojej obrzydliwości kreatura przeszyta Ascalonem (jak nazywano broń, którą święty wraził w serce smoka). Pokonana, zabita, zdewastowana, upokorzona.

2.

Obraz świętego Jerzego zabijającego bestię to jeden z obrazów konstytutywnych dla chrześcijańskiej kultury. Nie tylko w sensie licznych przedstawień, ale także – a może przede wszystkim – w sensie podstawowej imaginatywnej struktury zawiadującej naszym (czyli mieszkańców i wychowanków tej kultury) wyobrażeniem o sposobie, w jaki należy się obchodzić z „niższymi”, „grzesznymi”, „mrocznymi”, „niepokojącymi”, „instynktownymi”, „niejasnymi”, „nieświadomymi” aspektami ludzkiej natury. Bestia – choć legenda traktuje jej istnienie jako fakt doskonale literalny, nie zaś jako metaforę – jest przecież potężnym symbolem, podobnie zresztą jak jej bohaterski oprawca, podobnie wreszcie jak sama sytuacja przedstawiona w opisie i malarskich figuracjach. To nie kronikarska notacja, nie rekonstrukcja historycznego zdarzenia – to mitologem, w oparciu o który pracują najgłębsze pokłady naszej psychiki i naszej kultury.
Przekładając zaś język mitu i obrazu na moralistyczne pojęcia: święty Jerzy stoi po stronie światła, prawdy i dobra, bestia natomiast wciela ciemność, kłamstwo i zło. Święty Jerzy jest straight, bestia reprezentuje odwrócenie doniosłych wartości, które ten pierwszy dumnie obnosi na łopoczących sztandarach.
Święty Jerzy to zatem uwznioślony bojownik Chrystusa, bestia to perwersja stworzenia, to skandaliczny pomiot wykarmiony trującymi sokami, jakie od czasów upadku pierwszych ludzi wsącza w zdrową tkankę bytu szatan, największy wróg Boga i człowieka.
Jeśli więc zetkniesz się z bestią w sobie lub w innym – jeśli dasz się zwieść na pokuszenie, jeśli twoje myśli zostaną zanieczyszczone diabelskimi podszeptami, jeśli nadany przez Stwórcę porządek seksualności zaprzęgniętej w reżim pokornej reprodukcji zechcesz zbezcześcić fantazmatem wyuzdania, albo jeśli dostrzeżesz takie jakości w życiu swoich bliźnich – zrób to, co nakazuje ci archetypowy wzorzec: bez wahania, wznosząc ku niebu modlitwę, przebij Ascalonem serce bestii w tobie lub w innym.

3.

Chrześcijański czy szerzej – zachodni – stosunek do „bestii w nas”, bywa często przeciwstawiany pewnej wschodniej tradycji, zwanej ścieżką lewej ręki, obecnej głównie w tantrycznych odmianach buddyzmu (tzw. wadżrajanie, „diamentowej drodze”) czy jodze kundalini. Nie trzeba jednak wcale sięgać do wschodnich źródeł, można sięgnąć do „podziemnych” nurtów obecnych w kulturze europejskiej – a dokładniej do alchemii, o której tacy XX-wieczni badacze, jak Mircea Eliade czy C.G. Jung, twierdzili, że jest „starszą siostrą” psychologii głębi – żeby odnaleźć inne wzorce obchodzenia się z tym wszystkim, co, z perspektywy chrześcijańskiej ortodoksji zorientowanej na duchowych szczytach, wydaje się perwersyjne, niskie czy złe.
W tantrycznych formach buddyzmu diamentowej drogi medytujący nie stara się w żaden sposób stłumić – a raczej przebić Ascalonem „czystej świadomości” – gniewnych, rozpustnych czy też odrażających aspektów umysłu. Przeciwnie – wizualizując je, uobecniając z pomocą wyobraźni, w pełni (ale i świadomie) się z nimi utożsamia, rozpoznaje ich źródłowy, wpisany w ambiwalencję nieoświeconej natury, charakter. Jedynie poprzez takie utożsamienie – przebiegające często na drodze ekscesywnych praktyk seksualnych, albo przekraczania rozmaitych kulturowych tabu (oczywiście – w określonych granicach) – udaje mu się zintegrować i rozbroić ową bestię, która, zgodnie z tantryczną perspektywą, po każdej próbie uśmiercenia i tak podnosi się niczym feniks z popiołów i atakuje ze wzmożoną zaciekłością.
Zamiast więc uśmiercać bestię – jogin dosiada bestii, sam staje się bestią, pamiętając jednak cały czas o tym, że reprezentuje ona tylko jedną z wielu jakości przenikających rzeczywistość, i że pełne poddanie się jej władzy jest równie niebezpieczne, co próba zanegowania jej istnienia. Świadoma przemiana w bestię, a następnie wykorzystanie jej energii w innym, prowadzącym ku wyzwoleniu celu, zapobiega mechanizmowi, który aż za dobrze znamy z dziejów chrześcijaństwa – kiedy to rozmaici smokobójcy, w imię prawdy i dobra, dokonywali najstraszliwszych bestialstw, przy których monstrum z obrazu Gustave’a Moreau wydaje się zaledwie sympatyczną pluszową zabawką.
W alchemicznych wariantach opowieści o św. Jerzym natomiast, bohater pozwala się najpierw bestii połknąć – co symbolizować ma brak jakościowej różnicy pomiędzy nimi, wskazywać, że w istocie mamy tu do czynienia z rozmaitymi aspektami czy figurami psychologicznymi, pomiędzy którymi nie tylko nie zieje przepaść, ale wręcz przeciwnie: łączy je głębokie pokrewieństwo. Poznając świat smoka niejako od środka, bohater następnie przebija się przez brzuch bestii, powoli i systematycznie wydostaje się z jej wnętrza – bogatszy zarówno o to wszystko, czego doświadczył przebywając w samym środku smoka, jak również o świadomość, że odruchowa egzekucja dokonana na monstrum poskutkowałaby jego błyskawiczną rezurekcją. Świadomość – mówiąc innymi słowy – że nie ma lepszego sposobu, żeby stać się autentyczną bestią, niż przyjąć postawę bojownika o światło i prawdę, który nie dostrzega zła w sobie, nie potrafi się zatem w żaden sposób uporać z własnym „cieniem”. A tym samym staje się dosłownym uosobieniem wszystkich cech, z którymi, jak mu się wydawało, pragnął podjąć ze wszech miar słuszną i chwalebną walkę.